czwartek, 19 stycznia 2017

Trochę z klasyki designu, czyli jak odnowiłam „krzesło wszystkich krzeseł”

Mimo, że najczęściej zajmują mnie meble z epoki PRL, czasami odnawiam też meble nieco starsze niż 60-letnie.
Oto „krzesło wszystkich krzeseł”. Zdobyliśmy jakiś czas temu takie thonetowskie krzesło - Nr 14 (większość szczegółów, poza siedziskiem, na to wskazuje).
Michael Thonet zaprojektował to krzesło w Wiedniu w 1856 roku. Był pionierem tworzenia mebli z giętego drewna i wielkim propagatorem ich przemysłowej produkcji. 
Żródło: Wikipedia
To krzesło składa się z sześciu części (mogłam się o tym przekonać, rozkładając je), spojonych ze sobą za pomocą kilku śrub. Dzięki temu można było je dostarczać w bardzo prosty sposób.
Żródło: Pintrest


Do dziś króluje w klasycznych, wiedeńskich kawiarniach. Za to krzesło projektant otrzymał złoty medal na Wystawie Światowej w Paryżu w 1867 r. i wciąż jest ono produkowane.
Nasze krzesło przybyło z Norwegii.  I przed renowacją (bo w tym przypadku chyba można użyć tego sformułowania) wyglądało tak…


Ma zamiast wyplatanego siedziska – drewniane, ozdobione wytrawionym wzorem, a także oryginalne śruby.

Nie posiada sygnatury jak inne tak samo „wiekowe” krzesła Thoneta, natomiast - siedzisko, nogi i oparcie oznaczone są numerem 75. Niestety, nie udało mi się dowiedzieć, co ta liczba znaczy.

Chcieliśmy je odnowić w klasyczny sposób, z zachowaniem poprzedniego wyglądu, choć dziś takie krzesła mają różne kolory,...
 
Źródło - Pintrest
...ale nam byłoby szkoda wzoru na siedzisku.
Wydawało się, że jego renowacja nie będzie stanowiła żadnego problemu. No, bo co może być trudnego w tym przypadku. Prosta rozbiórka, czyszczenie, szlifowanie, barwienie, politurowanie, ponowne złożenie, klejenie… 

 Otóż nie! Oczywiście tak nie było. Siedzisko z wytrawionym wzorem, największa ozdoba tego krzesła, było najprawdopodobniej zalane – wodą (może deszczem, jeśli stało na dworze jako krzesło kawiarniane, bo nazywano je przecież „Chair Coffee-house”) lub innymi płynami (wskazywały na to brudne plamy) i w związku z tym fatalnie się wypaczyło. W krzesłach tego typu siedzisko ma kształt „meniska wklęsłego”. Chyba tak najlepiej jest mi opisać jego kształt. Tutaj było wgłębienie, ale nie pośrodku, lecz z boku, tak jakby ktoś na nie wchodził (i to nie jeden raz) wtedy, gdy było zmoczone i na skutek tego się tak zwichrowało. Najdłużej trwało przywracanie wymaganego kształtu. Były trzy kolejne próby „prasowania” oraz odzyskiwania „meniska wklęsłego”, tak, żeby sklejka, poza wszystkim wpasowała się także dobrze w obręcz.
Po uzyskaniu wymaganego kształtu siedziska pozostało jeszcze zamaskowanie szczeliny między nim a obręczą. Użyłam mojego niezawodnego  narzędzia dentystycznego do nałożenia szpachli i odpowiedniego jej wymodelowania. Prrrecyzyjna robota…
Oryginalne śruby zostały wymienione, bo w większości były popękane (pewnie od ulubionego przez wszystkich bujania się na krześle).

 

 Wybarwienie koloru palisander i politura szelakowa wielokrotnie nałożona dały ciepłą barwę temu krzesłu… Na koniec delikatnie przetarcie wełną stalową i voila!
  
  
 


Starałam się jak najlepiej umiem, żeby odzyskało dawną urodę. Chyba się udało.

PS. : Krzesło znalazło nowego właściciela w Krakowie. Podobno stanęło przy równie „wiekowym” biurku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz