niedziela, 11 grudnia 2016

Jak testowałam nowy produkt - farby kredowe firmy Colorit.

Już jakiś czas temu postanowiłam przetestować nowe farby kredowe,  które od pojawiły się na rynku. Były  to farby kredowe marki Colorit.  
W tym poście powracam do tego, co wydarzyło się około 2 miesięcy temu. 


Kupiłam 2 kolory  z oferowanej niezbyt dużej palety, bo składającej się z 10 kolorów (alabastrowy, perłowy, stalowy, popielaty beż, himalajski błękit, błękit morski, granatowy, fioletowy, antyczny róż, koralowy). Cena opakowania 375 ml – 36,86 zł, co daje cenę za litr ok. 98 zł, trochę taniej niż bardziej znane marki farb kredowych, jak np. Annie Sloan Chalk Paint(145 zł) czy Autentico Vintage (120 zł). 
W ulotce reklamowej i na stronie http://www.colorit.pl te farby opisywane as jako: „skomponowane w oparciu o najwyższej jakości kredę naturalną oraz polimer akrylowy.” „Dzięki wysokiej zawartości części stałych, pozwala(ją) na uzyskanie dobrego wypełnienia, nadając powierzchniom jednorodną matową strukturę przy małej ilości nałożeń.”
Na opakowaniu znalazłam jednak stwierdzenie dotyczące tego, iż należy farbę nakładać „na czyste i suche drewno”, tak jakby ta farba nie miała tej zalety, którą posiadają te inne, farby wspomniane wcześniej. Tamte reklamuje się tak , że można nimi malować bez wcześniejszego szczególnego przygotowania podłoża i to nie tylko drewno. Oczywiście zaleca się umycie  malowanego elementu, czasami delikatne przeszlifowanie i ewentualne odpylenie, np. poprzez wytarcie wilgotną szmatką, ale to niezbyt niewiele, jeśli porównać to z trudem szlifowania, kitowania, itd. Czasami mówi się też o konieczności użycia jakiegoś blokera tak, żeby to, co pod spodem, nie zepsuło efektu uzyskanego dzięki farbie kredowej. Nie chcę, żeby zabrzmiało to seksistowsko, ale szczególnie podoba się ten aspekt kobietom, bo nie wszystkie mamy zacięcie do majsterkowania.
No proszę, a tu taki zawód – ta farba kredowa- tylko do drewna i to tylko oczyszczonego?!
Nie chciałam tym razem sprawdzać prawdziwości tej tezy, wiec wybrałam mebelek z surowego drewna- składany stolik z Ikei kupiony jakiś czas już temu i do tej pory nie pomalowany.


Rozłożyłam go na części, oszlifowałam drobnym papierem o gradacji 120 i 180.


Przetarłam wilgotną szmatką i po wyschnięciu zaczęłam malować. Nogi pomalowałam kolorem „himalajski błękit”. Blat i wsporniki kolorem „perłowy”.

Farba, mimo zapewnienia producenta, bez rozcieńczania nie kryła zbyt dobrze, choć konsystencję ma dość gęstą. Prześwitywały sęki i słoje drewna. Gdyby komuś zależało na takim efekcie, to ta farba byłaby bardzo dobra. Czas schnięcia był dość długi. Wg producenta ok 1 godziny, wg mnie dłuższy.  Po około 2-3 godzinach po pierwszym malowaniu przeszlifowałam pierwsza warstwę. Drewno postawiło „włoski” i były one dość twarde. Muszę się przyznać w tym miejscu, że malowałam , używając wałka, więc warstwy farby były dość cienkie i dopiero po trzykrotnym malowaniu krycie farbą było zadowalające. Na marginesie, zwykle malujący farbami kredowymi nie zalecają malowania wałkiem…, ale to wasz wybór!
Na blacie chciałam umieścić jakiś wzór. Zastanawiałam się, co będzie pasować do takiej kolorystyki (błękitny jak z pokoju dziecinnego) i do formy stolika (jakby turystycznego?). Nie mając jakiegoś oszałamiającego pomysłu, użyłam taśmy malarskiej do stworzenia prostego dwukolorowego wzoru.
Niestety, w takiej formie przypominało to… flagę państwową. 


Dodałam złoty romb (Gold pasta firmy Renesans) pośrodku i złote obrzeże. Trochę lepiej, ale w dalszym ciągu efekt marny…


Zrezygnowana, postanowiłam blacik oszlifować i namalować coś innego.
Użyłam szlifierki oscylacyjnej i papier o gradacji 120. I nagle olśnienie! To całkiem dobrze wygląda! 



Okazało się, że efekt przecierki dobrze zrobił temu mojemu niezbyt wyszukanemu wzorowi. Tutaj producent miał rację, pisząc, że te farby najlepiej nadają się do efektu vintage  i stylu prowansalskiego! Zresztą jedyny przykład do tej pory użycia farb kredowych Colorit, który widziałam w jednej z grup fejsbukowych odnawiaczy poległa na pomalowaniu i przetarciu blatu stołu. I efekt w tamtym przypadku naprawdę był oszałamiający!
Postanowiłam pozostawić taki przetarty wzór na blacie mojego stolika. Całość ponownie zabezpieczyłam (kilkakrotnie)lakierem akrylowym marki Flugger.


Zdaję sobie sprawę, że ta metamorfoza nie jest spektakularna, ale mam nadzieję, że się podoba.

Podsumowując zalety i wady farb kredowych Colorit.
Zalety: dobrze nadają się do przecierek, a więc sprawdzą się w przypadku stylu vintage, rustykalnego, shabby chic, prowansalskiego; maja niższą cenę niż te najbardziej znane, choć są też i tańsze od nich na naszym rynku.
Wady: wg mnie słabo kryją, potrzebują dłuższego schnięcia niż inne farby kredowe, nie wiadomo, czy można nimi malować inne podłoże niż suche, oczyszczone drewno.

A tak odnowiony stoliczek prezentował się na sesji zdjęciowej w towarzystwie rumuńskiego odnowionego krzesła z lat 70. Przypomina wam to coś? ;);)




P.S.: Na koniec, chcę jeszcze raz stwierdzić(uprzedzając ewentualne ataki), że  to, co napisałam, to moja własna, indywidualna opinia w żaden sposób nie inspirowana przez nikogo. 

4 komentarze:

  1. Mnie się bardzo podoba :) Szukam inspiracji na szafki kuchenne i mimo, że to na pewno nie ten kolor, to na farby tej firmy zwrócę uwagę :))

    OdpowiedzUsuń
  2. ja malowalam nimi lodówkę, dwie warstwy i jest ok :)
    niczym nie zabezpieczyłam, wiec po pół roku to czego nie dało się zmyć, malowalam raz jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. JA malowałam fronty kuchenne a zabezpieczałam woskiem bezbarwnym od annie sloan. Turkus, którym malowałam krył dobrze - malowałam MDF - na razie wygląda fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakupu farb dokonuję w MMP www.mmp.net.pl. Mają świetne ceny i oferują błyskawiczną dostawę!

    OdpowiedzUsuń