Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
Nietypowy, trójkątny kształt blatu, jego podniesiona krawędź, opływowy,
organiczny kształt całości. Coś wyjątkowego i naprawdę zacnego! Był w całkiem
niezłym stanie. Na nóżkach jedynie nieznaczne ślady zużycia, trochę zacieków od
ciemnego lakieru lub raczej lakierobejcy, którym ktoś potraktował blat i to
wszystko. Szlachetne drewno tekowe (bardzo trwałe)
na blacie i dębowe nóżki. Po prostu piękny!
Był sygnowany.
Szybko znalazłam podobny w czeluściach
internetu.
Żródło: Pintrest
Dzięki temu szybko dogrzebałam się do
informacji nt. projektanta tego cuda. Okazało się, że stolik ma swój numer - „176”.
Zaprojektował go Kurt Ostervig, prawdopodobnie w 1950!
Kim był Kurt Ostervig?
To Duńczyk, który rozpoczął swoją karierę jako
inżynier budownictwa okrętowego w Odense - mieście, w którym urodził się i dzieciństwo
spędził H. Ch. Andersen! Być może z tych czasów wzięło się zamiłowanie projektanta do drewna tekowego.
Przecież akurat takie drewno podobno służyło kiedyś do konstrukcji statków!
Jest też często używane do wyrobu pokładów żaglowców i jachtów, ponieważ ze
względu na znaczną naturalną zawartość substancji oleistych i kwasu krzemowego
nie nasiąka wodą i jest odporne na działanie czynników chemicznych oraz
biologicznych.
Kurt Ostervig po epizodzie stoczniowym
zajął się projektowaniem mebli. Swoje meble projektował z użyciem: dębiny,
teczyny i drewna różanego. Jeżeli dodamy, że także używał do projektów skóry,
to można wyobrazić sobie te doznania w kontakcie z nimi. Zobaczcie niektóre.
Żródło: Pintrest
Ostervig chyba lubił trójkąty… Taki jest przecież m.in. mój stolik. Tu taki sam jak mój projekt znaleziony w internecie…
Żródło: Pintrest
I jeszcze ciekawe, wręcz bajkowe, krzesło „Motylkowe”. Ma tylko trzy nogi. Oparcie składa się z dwóch lekko zniekształconych trójkątów przypominających skrzydła motyla (stąd nazwa).
Źródło: Pamono.ca
Co mnie tak zachwyca, w tych meblach?
Oprócz szlachetnego materiału, ta płynna forma. Delikatne, zaokrąglone krawędzie, które nadają lekkości meblom. Aż chce się je pogłaskać…
Kiedy dojrzałam do decyzji o odnowieniu mojego stolika kawowego, praca była szybka i łatwa. Całość dała się łatwo rozebrać na części. Żadnego mocowania się, siłowania z oporną materią! Żadnych niespodzianek w konstrukcji. Nawet śruby i wkręty, mimo, że odrobinę zardzewiały, poddały się błyskawicznie.
Renowacja była prosta. Szlifowanie. Wybarwienie. Lakierowanie. Wymiana wkrętów. Oto efekt.
I jeszcze zestawienie - po i przed.
Myślę, że wygląd obecny lepiej pasuje do szlachetnej formy zaprojektowanej przez wspaniałego duńskiego projektanta.