Internet to nie jest miejsce dla mięczaków! Grupy fejsbukowe
to nie jest miejsce dla delikatnych i wrażliwych! Permanentna wojna trwa!
Sądziłam kiedyś, że wśród członków grup miłośników mebli i
wystroju wnętrz nie trzeba się czuć tak, jakby niektórzy lądowali na naszym podwórku z nożem w zębach.
Tak było kiedyś, ale szybko się przekonałam, jak mocno się mylę.
Najbardziej ostry podział to ten - między miłośnikami drewna
i naturalnego, pierwotnego looku, a tymi, którzy lubią malować, zmieniać,
ozdabiać. Jedni nazywają siebie renowatorami czy też rekonstruktorami (sic!), a
drudzy – stylistami, odnawiaczami, refreszingowcami.
Wystarczy, że przedstawiciel jednej społeczności zapędzi się na teren
drugiej, żeby się zaczął regularny hejt.
Co ciekawe, hejt dotyczy tylko jednej strony, tzn. tych, którzy
ośmielają się malować, czy raczej , jak to nazywają ich przeciwnicy –
zamalowywać meble. Czasami nie wystarczy nawet podlizywanie się w rodzaju:
„Wiem, że tutaj nie lubicie malowanych mebli, ale z pewną taką nieśmiałością
coś Wam chcę pokazać…”
Nie będę się dłużej rozwodzić nad tematem. Nie będę tak jak
niektórzy, przywoływać słownikowych znaczeń słów: renowacja, odnawianie,
stylizacja. Czasami, według mnie, krytyka dotycząca konkretnych prac jest mniej
lub więcej słuszna. Czasami jest niesłuszna lub krzywdząca. Jedni są artystami, inni partaczami.
Ja lubię różnie wyglądające meble. Próbuję różnych technik. Myślę, ze widać to w moich pracach.
Jeżeli mebel jest stary, drewniany, cenny ze względu na
swoją historię, to staram się
zachować jego pierwotny charakter i
styl.
Tak było np. w przypadku tego krzesła nr 4 Thoneta przywiezionego z Norwegii. Szlifowanie,
uzupełnianie ubytków, prostowanie i nadawanie kształtu siedzisku oraz tradycyjne
politurowanie.
Tak było też w przypadku tej starej szafki, która
przyjechała na Ziemie Odzyskane razem z repatriantami nie wiadomo skąd i
dogorywała w pewnym garażu. W jej przypadku – góra i dół pomalowane
zostały czerwoną farbą dlatego, że ślady takiego koloru farby świadczyły o jej pierwotnym wyglądzie. Na ściany boczne
trzeba było nakleić dębowy fornir ze względu na bardzo duże zniszczenia
spowodowane przez drewnojady. Całość wykończona
została ostatecznie woskiem.
Ta szafeczka nie jest tak nobliwa i stara jak poprzednie
meble, ale tez zyskała look taki, jak miała onegdaj. W miejsce szyb z odłażącą
czarna farbą wstawiłam nowe ze szkła lacobel. Oprócz tego inne konieczne
zabiegi – wymiana tylnej ścianki i
forniru na blacie, które (od wilgoci zapewne) malowniczo pofałdowały oraz
szlifowanie i lakierowanie całości.
W przypadku ławy z palisandru santos, o której już tu pisałam, nie mogło być mowy o innym odnowieniu jak tylko- szlifowanie,
bejcowanie i lakierowanie dla utrzymania poprzedniego szlachetnego wyglądu.
To cztery przykłady renowacji zgodnej z tym, jak meble
wyglądały poprzednio. Częściej jednak, odnawiając meble, staram się dokonać ich
stylizacji. Jeżeli mebel jest w opłakanym stanie, to na pewno lepiej, zamiast
wyrzucić go na śmietnik, starać się go uratować, nawet za cenę utraty
pierwotnego charakteru.
Dobrym materiałem tutaj są (choć nie tylko) meble z epoki
PRL. Jeśli tylko nie jest to lite drewno, które ma swoją urodę i na pewno warto
ją podkreślać tradycyjnym wykończeniem, to można zaszaleć. Czasami też fornir
na meblach PRL-owskich nie grzeszy urodą i wtedy też czuję się zwolniona z
nabożnego stosunku do nich. Oto kilka przykładów…
Pierwszy przykład to krzesło niezwykłe, bardzo rzadko
spotykane. Jak większość mebli przez mnie odnawianych trafiło
do mnie w bardzo złym stanie. Oparcie wymagało
żmudnego, wielokrotnego klejenia rozwarstwionej, łamiącej się sklejki.
Ostatecznie, aby zamaskować ślady na oparciu właśnie, zdecydowałam się na jego
pomalowanie, a także dla spójności całego wyglądu na wykonanie tzw. skarpetek.
Kolejny skarpetkowy stwór, to ten taboret. Pomalowany
wcześniej farbą olejną (a jakże!) miał zwichrowane siedzisko, które trzeba było
wymienić. Udało się je wybarwić tak, że nie widać różnicy miedzy siedzeniem a
nóżkami. Poza skarpetkami w tym samym kolorze wzór na siedzisku. Całość
zabezpieczona została lakierem.
A to niepozorna, otwarta, niewielka szafeczka, którą
zdecydowałam się zupełnie stylistycznie odmienić. Zdjęcia przed i po.
Została
doceniona i zauważona przez Paulę Pinkę i pokazana na jej blogu w cyklu- Metamorfozy.
http://www.refreszing.pl/2017/01/metamorfozy-przed-i-po-grudzien16.html
http://www.refreszing.pl/2017/01/metamorfozy-przed-i-po-grudzien16.html
Poza PRL-owskimi meblami zajmujemy się – ja i moi bliscy,
także meblami nieco starszymi i nie mamy, (o zgrozo!) do nich nabożnego
stosunku. Pewnie nie zniszczymy art deco, malując je np. w geometryczne wzory,
ale jeżeli coś wg nas zyskuje dzięki przemianie lub ma szansę na dalsze życie,
dzięki temu, że zostanie pomalowane, to decydujemy się na to.
Tak się mają rzeczy, jeśli chodzi o tę nadstawkę
kredensu (tylko ona ocalała). Została pomalowana i wystylizowana farbami
kredowymi. Zyskała dzięki temu na lekkości. Nie każdy lubi takie ciężkie
drewniane meble, więc ta wersja może znaleźć swoich wyznawców.
A tu moja duma – upieczona konsola, o której także pisałam już
wcześniej. Wydawało się, że nie ma dla niej ratunku, a jednak…
Jak widzicie, to moje krótkie i oczywiście niepełne, a poza
tym zupełnie przypadkowe, zestawienie
mebli poddanych renowacji i stylizowanych, daje wynik: 4 : 6 .
Chyba jednak, mimo miłości do drewna
wygrywa u mnie nie do końca uświadomiona chęć zmieniania, ozdabiania i
stylizowania!
Ciekawa jestem, co Wy
sądzicie o prawie do stylizacji mebli?