Konsola wyglądała obiecująco. Ciekawie stylizowane nóżki. Stylowy mebel . Na pierwszy rzut oka
wyglądała całkiem dobrze, no po prostu rzecz
do renowacji, ale po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się, że nie jest
tak dobrze. Tak naprawdę był to… trupek.
Konsola została pomalowana kilkakrotnie. Patrząc od
wierzchniej warstwy, ostatnio - na czarno, a wcześniej – na brązowo i jeszcze
wcześniej – na biało. I były to farby
olejne! Po oczyszczeniu okazało się
jeszcze, że na samym początku była bejca w dębowym kolorze.
Blat - wypalony w
jednym miejscu, więc na pewno nadawał się
jedynie do wymiany. Cała konsola musiała
przejść pożar, bo wskazywały na to np. ślady dymu w szufladce. Przód szuflady był uszczerbiony , częściowo wyłamany i zaopatrzony we
współczesną gałkę ebonitową(!) przymocowaną… śrubą z nakrętką.
Zrobiłam „odkrywkę” na spalonym blacie, żeby się dowiedzieć
, z czym będę walczyć , no i wtedy zobaczyłam wszystkie, wspomniane wyżej
kolorowe warstwy.
Zaczęłam więc od chemicznego oczyszczenia powłok, bo farby
były twarde i pewnie by mnie umęczyło mechaniczne zdzieranie, a poza tym, co
zrobiłabym z toczonymi, rzeźbionymi nóżkami?. Użyłam preparatu w żelu 3V3. Po
krótkim czasie(15 minut) warstwy farby spuchły i złuszczyły się.
Powierzchnie płaskie nie sprawiły wielkiego
problemu. Można było użyć szpachelki i ręczników papierowych, żeby zebrać
efekty działania usuwacza powłok. Gorzej było z nóżkami. Po wstępnym zebraniu
złuszczonej farby ręcznikiem papierowym i szmatką, męczyłam się z różnymi miejscami w których uparcie pozostawały
ślady. Trochę poskrobałam jeszcze cykliną,
a potem użyłam waty stalowej.
W trakcie oczyszczania mebla próbowałam go rozłożyć na części. Nie do końca to się udało. Tylne nogi udało się odczepić od kasety podtrzymującej
blat, ale przednie nie. Odczepiłam też blat, który był przyklejony na drewniane
kliny. Nogi były z drewna dębowego, podobnie jak fornir pokrywający kasetę i
blat stołu. Do czyszczenia kasety użyłam szlifierki oscylacyjnej, a na koniec
cykliny i okazało się, że fornir w jednym miejscu ma znaczny ubytek, który ktoś
po prostu zamalował. Drewno pod fornirem było podziurawione przez korniki.
Uznałam jednak , że skoro wszystko wskazuje na to, że konsola była w pożarze,
to nie muszę sobie zawracać głowy drewno jadami - zostały upieczone.
Pokryłam szpachlówką ubytki forniru, wewnętrzne powierzchnie kasety niczym niepokryte, dziurki po
kornikach i i drobne rysy w drewnie. Potem to delikatnie oszlifowałam
drobnoziarnistym papierem.
Problemem była szufladka. Zamocowanie, czyli jakby szyny, po
których wsuwała się szufladka, sypało się, więc je wyjęłam. Szufladka także nie
nadawała się do reanimacji -połamana, dziurawa, wyszczerbiona, ale zachowałam
fragment jej przedniej części, także dlatego, że miała lekko obły kształt,
pasujący do przedniej, „falującej” części kasety.
Szufladka poza tym fragmentem
została dorobiona jako konstrukcja ze sklejki o grubości 5 mm. Ścianki szuflady
miały łączenia na grzebień i zostały sklejone. Szufladka miała się ślizgać po
szynach zrobionych z listewek o kwadratowym przekroju 1cm wklejonych w odpowiednie miejsca.
Dorobione musiały być również blat i półka dolna, której nie było w ogóle , a po
której pozostały tylko ślady w postaci wgłębień i dziur na nogach. Części
dorobione wykonane zostały z płyty z klejonego drewna świerkowego. Najwięcej
zabawy było z „falującym” blatem. Trudno było, ale się udało stworzyć kształt
przypominający pierwotny. Trudność wynikała też z tego, że ktoś przypalonemu,
oryginalnemu blatowi obciął… rogi, więc tak naprawdę, nie wiedzieliśmy, jak
wyglądał dokładnie.
Blat został przyklejony na kołki klejem poliuretanowym.
Wiem, że niektórzy będą się na to zżymać, ale tutaj był chyba taki klej
potrzebny i sprawdził się bardzo dobrze.
Dolna półka została wklejona na wczepy i była to trudna
operacja, choćby dlatego, że nogi konsoli miały ochotę rozjeżdżać si ę każda w
inna stronę.
Po rozłożeniu, oczyszczeniu, szpachlowaniu, szlifowaniu,
dorobieniu wszystkich elementów brakujących, klejeniu i montażu, przyszła w
końcu pora na ulubione -malowanie, woskowanie i lakierowanie.
Wszystko oprócz blatu pomalowałam AS Paris Grey. Blat został
wybarwiony bejcą w kolorze olchy. Wszystko poza blatem przetarte. Blat i szuflada zabezpieczone lakierem, a
reszta woskiem. Ebonitowa (?!) gałeczka zastąpiona nową, mosiężną. Efekt
"postarzenia" na dolnej półce został osiągnięty przez dodatkowo
ciemny wosk. Można było też tak potraktować blat dla spójności w wyglądzie, ale
kolor mlecznej czekolady tak mi się spodobał, że zostawiłam to tak jak jest.
W jesiennym słońcu wyglądała tak…
Pięknie uratowałaś tą konsolę. Dostała nowe życie na długie lata. Tez miałam ostatnio przygodę z podobnym stolikiem z wypalonym blatem. Wiem ile pracy to kosztuję. Pozdrawiam serdecznie Kasia
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo. Rzeczywiście ta akurat konsola potrzebowała wiele włożonego w nią trudu. Nie wszystko zostało uwiecznione na zdjęciach, ale przy takich właśnie meblach satysfakcja ogromna. :)
OdpowiedzUsuńTakże pozdrawiam. :)
I to jest niesamowite... z mebla w dobrym stanie łatwo zrobić cacuszko. Ty dałaś radę z trupem. Gratulacje!!!!!!
OdpowiedzUsuńDzięki, Moniko. Wiem, że ty też takie sztuczki znasz.:) Powtórzę się, ale największa satysfakcja jest w sytuacjach wydawałoby się przegranych, kiedy daje się radę przywrócić do życia jakiś sponiewierany mebelek. :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńFajna stronka, można dużo skorzystać:) - trochę mam wątpliwosci, co do półeczki, moim skromnym zdaniem powinna była też byc wyprofilowana - "lustrzanym" profilem w stosunku do blatu. Całość - nowe zycie :)
OdpowiedzUsuń